top of page

Potrzeba moonshot thinking



Nie chcę powiedzieć, że reforma planowania przestrzennego nie jest potrzebna. W tej dyskusji towarzyszy mi jednak od jakiegoś czasu jedna myśl: Otóż drodzy Państwo zapętliliśmy się – o tym czy taki dokument ważniejszy, czy mniej ważny, do pary z tęsknotą za planem ogólnym. Do tego dodajmy fakt, że my tu o ustawie, a z boku przechodzą buble psujące przestrzeń. Stop! Zacznijmy od nowa!


Dobrej urbanistyki nie zrobimy na coraz liczniejszych paragrafach ani malując plamy na mapach.


Chyba nie ma osoby, która nie zgodziłaby się z tym, że dobrej urbanistyki nie zrobimy bez:

- Wizualizacji 3D, która pokaże nam skutki przestrzenne, pozwoli ocenić kwestie kompozycji, zacieniania, widoczności etc. (sic! Plamy na mapie tego nie pokażą, czego zresztą uczymy). - Rzetelnej symulacji: skutków kosztów doprowadzenia np. infrastruktury, poziomu zakorkowania, wydolności komunikacji publicznej. - Wreszcie – temat naglący i nieistniejący w dyskusji o reformie planowania – to zmiany klimatu. Pilnie potrzebujemy narzędzi pokazujących, jak inwestycje zmieniają sytuację dotyczącą warunków wodnych, przewietrzania, wysp ciepła, emisyjności, bilansu energetycznego. Wymieniać można wiele. - A do tego wszystkiego potrzebujemy narzędzi partycypacji i komunikacji. Takich narzędzi, które pozwolą pokazać (a) urzędnikom, którym niestety często brakuje wyobraźni przestrzennej i umiejętności spojrzenia kontekstowego, (b) decydującym o zgodzie na inwestycje, (c) mieszkańcom, aby wiedzieli co ich czeka, (d) nam planistom, by przewidzieć możliwe konsekwencje podejmowanych decyzji – ludzka percepcja jest jednak ograniczona). Narzędzi, które pozwolą nam wydyskutować optymalne rozwiązanie (pod kątem ładu, klimatu, infrastruktury, jakości życia).


Śpiewka przyszłości? Otóż nie. Narzędzia bazujący na cyfrowych bliźniakach są wdrażane na całym świecie. Gromadzimy dzisiaj niesamowite ilości danych, co do których nie mamy wyobrażenia co z nimi zrobić. Chowamy je po kątach, zapominamy o integracji i dostosowaniu do potrzeb planistycznych (i nie tylko). Skończmy z dyskusją o tym, żeby rysować plamy na mapie z bazą danych i georeferencją. Możemy więcej. Skończmy też z zarzucaniem „bo gminy nie dadzą rady, gminy się nie znają”. Nie zwalajmy na nich odpowiedzialności, podczas gdy (a) „górze”, brakuje wyobrażenia, że można korzystać z istniejących i pomocnych technologii, (b) gdy my planiści przestaliśmy się rozwijać i wydaje nam się, że te paragrafy, plamy i wskaźniki, to wszystko co można we współczesnej urbanistyce.


Na pewno w tym miejscu pojawi się kwestia finansów? Mi ona od dawna nie daje spokoju. Nasze prawo zamówień publicznych nie działa. Kryterium najniższej ceny (nawet jeśli w parze z innymi kryteriami) nigdy nie będzie szło w parze z dobrym projektem. Dobra urbanistyka nie powstanie, gdy realizować zamówienia będą firmy krzaki – bo robią tanio. Dobrej urbanistyki nie zrobimy, gdy przetargi na realizację np. ulic będą wygrywać drogowcy – bo zamiast przestrzeni publicznych będziemy mieli drogi.


Zacznijmy więc dyskusję od tego czego dzisiejsza urbanistyka potrzebuje i co ją psuje. Bo czy studium czy plan ogólny, czy wz z większymi ograniczeniami – przestrzeni nam nie poprawią. Szczególnie jeśli narzucimy gminom zrobienie tychże planów w 5 lat. Przy obecnym zarżnięciu samorządów i deficycie dobrych planistów – jakość opracowań będzie niska, a co za tym idzie – jakość przestrzeni się nam nie poprawi. Pamiętajmy też, że na urbanistykę wpływa znacznie więcej obszarów i odwrotnie.


Zapytamy, za co to zrobić? Spójrzmy perspektywicznie. W miastach na świecie, gdzie takie rozwiązania wdrożono – na podstawie symulacji i twardych danych – prowadzi się rozważniejszą politykę przestrzenną, tym samym ogranicza się negatywne konsekwencje, a w perspektywie czasu, wdrażane rozwiązania przynoszą milionowe oszczędności.


Dzisiaj możemy inaczej.


I na koniec - pierwsza z brzegu inspiracja: https://www.bentley.com/.../going-digital-in-cities/helsinki

bottom of page